wtorek, 1 maja 2012
od Anamitry- Bezlitosne wskazówki zegara ...
Ostatnio często przebywa ze mną Daia, jest nawet w porządku. Nareszcie, Kankuro uwolniony! Jest taki nieswój … prawie się do mnie nie odzywa …
- Kankuro …- Odezwałam się pewnego dnia.
On tylko odwrócił pysk w moją stroną i znów go spuścił.
- Posłuchaj … widzę, że jesteś wobec mnie obojętny. Jeśli chcesz odejść to przykro mi, ale ci się to nie uda, jestem z byt ambitna! Masz pewne zobowiązania. Jesteśmy parą i przede wszystkim mamy małe dzieci, które wkrótce mają stoczyć śmiertelną walkę z najokropniejszymi wilkami w historii całego świata! A ty? A ty nie odzywasz się ani do mnie, ani do nich! Zrozum, że nie kocham żadnego innego wilczura bardziej od ciebie!- Wydarłam się na niego.
- Rozumiem, ale powoli przestaję w nas wierzyć … plotki mi dokuczają …- wyznał.
- Przejmujesz się jakimiś idiotycznymi pogłoskami? To niedorzeczne. Ehhh … zostań tu i to wszystko przemyśl, ja idę ćwiczyć z dziećmi, walka zbliża się dużymi krokami.- Zawinęłam się nerwowo.
- Aerl, Loren, Ankaro i Kelmani!- Zawołałam szczeniątka.
- Tak mamuś?- Spytały dzieci chórkiem.
- Idziemy ćwiczyć, na pole walk. Za parę miesięcy, kiedy będziecie już więksi, zjawią się tu Rządni Krwi i będą chcieli z wami walczyć. Więc musicie się przygotować!- Wytłumaczyłam.
- Aha … no to chodźmy. – Powiedział Aerl.
Pobiegliśmy całą piątką na pole walki, która ma być tu stoczona. Dzieci ćwiczyły swoje moce, rozwijały swoją inteligencję, spryt mięśnie i zdolności. Ćwiczyliśmy tak przez dwa tygodnie, dzieci potrafiły już wszystko, oprócz innego.
- Jestem z was dumna, ale brakuje tutaj jeszcze dwóch elementów.- Stwierdziłam. Dzieci popatrzyły po sobie zastanawiając się nad moimi słowami.
- To znaczy?- Spytał Ankaro nieco powątpiewając.- Wyćwiczyliśmy już wszystko, ci głupi Rządni Krwi nie maja z nami szans.
- No właśnie Ankaro, no właśnie … chodzi tu przede wszystkim o ciebie!- Spojrzałam synkowi w ślepia. Wszyscy skierowali wzrok w kierunku brata przyglądając mu się dokładnie. Na pyszczku Ankaro pojawiło się zakłopotanie.
- Coś z Ankaro jest nie tak?- Zapytała malutka Kelmani.
- Czy czegoś nie potrafi?- Spytała Loren ze łzami w oczkach.
- Nie chodzi tu o spryt, ani taktykę … chodzi o zgranie się w zespole i szacunek do starszych i przede wszystkim tak wybitnych morderców jak Rządni Krwi.- Wytłumaczyłam.
- Mamuś, ty chyba żartujesz … jak mamy mieć szacunek do kogoś kto zabija i maltretuje każdego kogo napotka i przede wszystkim- chce zabić nas?!- Zdziwił się Ankaro.
- Ach … to właśnie musimy poćwiczyć. Aż w końcu sam zrozumiesz. Poza tym, musisz zgrać się z rodzeństwem! Wspólnie musicie pokonać wroga, inaczej się nie uda, a ja w was wierzę!- Przytuliłam dzieci mocno do siebie.
- A tatuś?- Zapytała nagle Kelmani.
- Tatuś też …- Uroniłam jedną łzę.
- Dlaczego płaczesz?- Zapytała Loren.
- Nie płaczę. Tak jakoś …- Odpowiedziałam zakłopotana.
- Kochamy cię mamusiu!- Krzyknął Aerl i pełen radości wtulił się w moją sierść.
Kilka tygodni później …
Dzieci potrafią wszystko, łącznie z wcześniej brakującymi elementami. Są doskonali! Niedługo zjawią się tu Rządni Krwi, a moje dzieci dorastają. Niedługo się pewnie nieco zmienią … szkoda … będę tęskniła za moimi małymi szczeniątkami, które radośnie krzątają się wszędzie i bawią. Czas płynie … Trudno …
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz